Przejdź do głównej zawartości

O rzymskim obywatelstwie słów kilka


Poeta Wergiliusz w swoim poemacie „Eneida”, będącym próbą osadzenia Rzymian w mitologiczno-historycznym świecie, zamieścił słynne zdanie: „Ty Rzymianinie, pamiętaj: masz rządzić ludami”. Sentencja ta stała się wyznacznikiem całej historii rzymskiej. Nie tylko jednak słowem Rzym stoi. Materialnym dziedzictwem tegoż pozostają wszelkie przedsięwzięcia architektoniczne, podziwiane przez kolejne pokolenia i mam nadzieję, że również przez te funkcjonujące po naszym żywocie. Wróćmy jednak do wymiaru niematerialnego. Nie mam tu na myśli tylko korpusu źródeł pisanych, który pozostawili po sobie Rzymianie, z ich prawodawstwem, mowami czy epistołami. Równie, a może nawet bardziej interesująca jest kwestia rzymskości, jaką przekazują nam wszelkie teksty.Teksty próbujące oddać ducha rzymskiego i pokazać ludzką twarz Rzymian, która pozostaje dla nas zasłonięta przez posągi Augusta czy Koloseum. Twarzą spaczoną przez tragicznie prowadzone lekcje historii. A była to twarz człowieka. Człowieka ze wszech miar. Targanego ludzkimi ułomnościami i przywarami. Grzeszącego, sobiepańskiego i egoistycznego, ale też czasem, a może przede wszystkim, przepełnionego duchem republikańskim, gotowego do poświęceń a nawet oddania życia za ojczyznę. W końcu bezinteresownego i ceniącego kulturę duchową.
 

Ocenę Rzymianina i rzymskości pozostawiam Czytelnikowi, z pewną wątpliwością czy owa ocena, jak również rozważania, w duchu dzisiejszego postrzegania charakterów ludzkich, jest w ogóle możliwa. Na samym początku należy zdefiniować pojęcie obywatela rzymskiego. Władza w Republice należała oczywiście do nich, dlatego tak ważna jest ta definicja. Republika i działania publiczne stanowić będą tło dla wszelkich poczynań ludzkich. Podbój półwyspu Apenińskiego zakończył się w roku 264 p.n.e. Rzym zjednoczył wtedy tereny pod swoim protektoratem, uznając pewną niezależność państewek wchodzących w skład tej pozornej federacji. Miastom pozostawiona została niezależność w sferze samorządów. W zamian zobowiązani byli do pewnych świadczeń na rzecz Rzymu.

Najważniejsze jednak dla tego rozważania jest stwierdzenie, że mieszkańcy owych „sojuszniczych” miast (przez większą część historii republiki) nie byli obywatelami rzymskimi. To prawo przysługiwało bowiem tylko wolnym mężczyznom urodzonym w Rzymie w rodzinie obywatelskiej. Innym sposobem było wyzwolenie niewolnika, który automatycznie przejmował obywatelstwo, jak również, o czym będzie mowa dalej, imię rodowe swojego dawnego właściciela. Przykład takiej sytuacji został spisany m.in. w „Satyrykonie”, którego autorstwo przypisuje się Gajuszowi Petroniuszowi. Ale o tym może później. Tak więc de facto władzę nad republiką miał, niemały w sumie, ogół mieszkańców miasta Rzym.

Książkowy podział obywateli obejmował dwie klasy: plebejuszy i patrycjuszy. Doszukiwać się go można w pierwotnych podziałach społecznych, jednak wbrew powszechnej opinii przynależność do żadnej z powyżej wspomnianych klas nie określała klasyfikacji majątkowej. Zdarzały się bowiem zarówno opływające w dostatek rody plebejskie, jak i zubożałe patrycjuszowskie. Zatem granice między owymi grupami były płynne i można było zmienić przynależność do grupy. Przykładem może być postać Publiusza Klodiusza Pulchera, który by osiągnąć określone cele polityczne, poprzez adopcję, przeszedł ze stanu patrycjuszowskiego do plebejskiego. Podział natomiast, ze względu na posiadane dobra, przebiegał na poziomie podziału na centurie.

Ogółem społeczeństwo podzielone było na 193 centurie, z czego 5 były to centurie najuboższe, 18 centurii ekwickich, a pozostałe podzielone były na pięć grup. Pierwszą klasę, 80 centurii, stanowili najbogatsi, druga liczyła trzydzieści centurii, trzy kolejne po dwadzieścia. Realnym rezultatem tego podziału dla polityki wewnętrznej było skupienie władzy w rękach najmożniejszych (cóż za zaskoczenie), gdyż to oni mieli zdecydowaną większość podczas posiedzeń centurii.
 
Inny podział przebiegał na poziomie samej klasy patrycjuszowskiej. Dzieliła się ona na dwie grupy. Pierwszą byli senatorowie mogący też być postrzeganymi jako arystokraci, najbogatsi i najmożniejsi obywatele, którzy posiadali największe wpływy. Ich majątek powstał  na tym co wg ideału rzymskiego było najszlachetniejsze. Była to uprawa roli i hodowla bydła. Od drugiego wieku można mówić już o nobilach - arystokracji rodowej. Widzialną oznaką przynależności do tej klasy było prawo noszenia szerokiego pasa na todze. Drugą klasą społeczną, charakteryzującą się analogicznie wąskim pasem, byli ekwici. Do ich prerogatyw należała gospodarka monetarna. Zajmowali się więc handlem, przewozem towarów, pożyczaniem pieniędzy. Przykład kooperacji obu tych grup widoczny jest szczególnie na prowincjach. Prokonsulowie i propretorowie, którym nie wypadało pobierać podatków, cedowali ten obowiązek na klasę ekwicką. W nomenklaturze rzymskiej wykształciła się nawet odpowiednią nazwę na te osoby. Byli to mianowicie publikanie.

We wspomnianym wyżej „Satyrykonie”, w wypowiedzi jednego z uczestników Uczty Trymalchiona widać jednak wyraźne negatywne nastawienie arystokratów do ekwitów. Podział zatem był zauważalny  już na poziomie tej samej grupy.

Ostatnim wyróżnionym przeze mnie podziałem, będzie klasyfikacja ze względu na poglądy polityczne. Jakkolwiek trudno  w tym miejscu mówić o partiach politycznych znanych ze współczesnego podwórza, które cechuje demokratyczny ustrój multipartyjny, to pewien podział jest widoczny.


Polityka rzymska wykształciła podział na popularów i optymatów. Popularowie byli zwolennikami reformy rolnej i odrodzenia włościaństwa. Grupa ta i jej pomysły znajdowała szeroki rozgłos między uboższymi warstwami społeczeństwa, którzy mimo, że nie byli siłą polityczną stanowili siłę potencjalną. To vox populi liczył się najbardziej, bo to tłum wybierał swoich ulubieńców. Bez tego poparcia trudno było poruszać się w sferze publicznej. Jednym z powszechnie znanych popularów był Gajusz Juliusz Cezar. Drugą opozycyjną partią byli optymaci. Dążyli do zachowania starych podziałów rodowych, które gruntowały ich pozycję społeczną, siłę polityczną i możliwość zysków. Pozwalały zachować wszystko to, co pozwalało Rzymianinowi przedstawić się lepszym na tle innych.

Co zatem sprawiało, że Rzymianin chciał być lepszym od reszty? Odpowiedź na to pytanie wymaga odpowiedniego ( i niestety wydłużającego wpis) wstępu. Przedstawiając się Rzymianin używał trzech imion. Pierwsze, praenomen, było imieniem osobowym, rodzinnym, których pula była dość ograniczona. Między innymi były to imiona Gajusz, Publiusz, Marek itp. Drugim było nomen, czyli imię rodowe, któremu można nadać znaczenie dzisiejszego nazwiska. Rody były jedną z ważniejszych sił i Rzymianin identyfikował się po przynależności do rodu. Ważnym przejawem tego zjawiska jest fakt, że córki dostawały tylko jedno imię, żeńską formę owego nomen. Każda kolejna posiadała jedynie dodatkowy liczebnik, np. Lucjusz Vorenus mając dwie córki nazwał je Vorena Prima i Vorena Secunda. Trzecim imieniem było cognomen: przydomek nadawany za wybitne osiągnięcia militarne np. Afrykański, Macedoński, wyrażające jakąś cechę danego człowieka, np. Wielki albo Brutus ( w wolnym tłumaczeniu głupek). W końcu mogła być to cecha wyglądu. Cognomen mimo często wyraźnej cechy pejoratywnej, pozwalały na identyfikację jednostki wewnątrz grupy rodzinnej, gdzie imiona często się powtarzały. Określone linie odróżniały się więc owymi przydomkami. Przyjęło się, że na inskrypcjach zapisywane jest tylko imię rodowe oraz imię ojca. Pozostałe imiona, jak również słowo określające nastąpienie filiacji zapisywane było kanonicznie przyjętymi skrótami. Wyzwoleniec w miejsce filiacji wpisywał słowo, no właśnie łaciński odpowiednik tego słowa, czyli libertus i podawał swoje dotychczasowe imię.

I właśnie cognomen wskazał, że dla Rzymianina ważne było osobowe wyróżnienie. Tylko ono pozwalało postawić się w odpowiednim miejscu społeczeństwa rzymskiego, które wymagało indywidualności. Każdemu obywatelowi zależało by w Rzymie powszechnie znany był jego ród, a jeszcze ważniejsze było, żeby każdy znał jego właśnie. Jego: jednostkę. Trudno powiedzieć, czy w tym celu, czy też dzięki temu brał udział w życiu publicznym. Wydaje mi się, że przyczyna i skutek były ze sobą nierozerwalnie związane i często pojawiały się zamiennie.

Jak zatem wyglądało życie publiczne? Było ono określoną drogą prowadzącą przez obejmowanie kolejnych urzędów. Młodzieniec rzymski, jednakże pełnoletni i ogolony, zaczynał jako kwestor. Do prerogatyw tego urzędu należało sprawowanie kontroli i nadzoru nad finansami publicznymi. Niezależność urzędu była jednak tylko pozorna. W rzeczywistości kwestorzy byli pomocnikami konsulów i wykonawcami woli senatu w sprawach fiskalnych państwa. Po rocznym urzędowaniu otwierała się przed Rzymianinem droga do dalszych magistratur. Następnym urzędem była edylatura. Urzędnik pełniący tę funkcję odpowiedzialny był za porządek w mieście i, co najważniejsze, za organizację igrzysk. Jak ważne były osoby, które zapewniały zabawę ludziom, daje świadectwo Swetoniusz. Osoba, która zorganizowała wspaniałe igrzyska mogła liczyć na poparcie przy wyborach na kolejne urzędy. A następna w kolejności była funkcja pretora. Odpowiedzialny był on za rozstrzyganie kwestii prawnych, stanowienie prawa poprzez wydawanie edyktów. Ostatnim szczeblem kariery był konsulat. Była to najwyższa magistratura i dawała szereg przywilejów i obowiązków. Konsul zajmował się sprawami finansowymi, dowodził dwoma legionami w czasie wojny, reprezentował Rzym w polityce zagranicznej. Posiadał też tzw. imperium. Po zakończeniu urzędu pretorowie i konsulowie mogli mieć przedłużone imperium i objąć władzę nad jedną z prowincji.

Oprócz tych magistratur prawo rzymskie przewidywało również funkcję dyktatora. Powoływano go na pół roku i dawano pełną władzę nad armią. Był niezależny od wszelkich wpływów, co mogło, i jak pokazała historia powodowało, nadmierny rozrost apetytów politycznych. Innymi funkcjami była cenzura: urzędnik, który powoływany był na okres pięciu lat. W ciągu dwóch pierwszych musiał wykonać spis majątku obywateli, co było podstawą podziału centurialnego. Cenzorzy wybierani byli spośród zasłużonych urzędników po konsulacie.

Urzędy podnosiły prestiż społeczny, prestiż był też wymagany aby zostać magistratem. Zdobywanie poparcia opierało się na systemie klienckim. Oprócz przypisania do centurii Rzymianin przynależał również do tribusu. Klasyfikacja ta opierała się na starym podziale rodowym i miejscu zamieszkania. Co ciekawe, po zmianie miejsca zamieszkania nie zmieniała się przynależność do tribii. Klientami byli ubożsi obywatele, którzy zwracali się z prośbami do bogatego patrona. Prośby mogły dotyczyć rożnego rodzaju pomocy materialnej, społecznej, socjalnej itp. W zamian za pomoc patronowi nie wypadało brać pieniędzy. Mógł liczyć jednak na poparcie w czasie wyborów. Z czasów wczesnorepublikańskich zachował się zwyczaj przejścia przez miasto w śnieżnobiałej todze (toga candidata). Kandydat zdobywał poparcie wśród obywateli. Towarzyszył mu pochód klientów. Można sobie wyobrazić jak wzrastał prestiż osoby otoczonej gronem swoich zwolenników, którzy świadczyli o znaczeniu i wielkości kandydata. Wyraźnie widać też jak skromnie prezentuje się przy niej kontrkandydat, być może równie bogaty, ale niepochodzący ze słynnej rodziny i nieposiadający gardłujących za nim klientów. Dlatego to, mimo pozornej otwartości klas, bardzo trudne było przebicie się do grona osób realnie rządzących Republiką. Z drugiej strony, jak pokazuje przykład Cycerona, nie było to niemożliwe.


Klientela wspierała swojego kandydata nie tylko słowem - kadr z serialu HBO Rome

Przyjęło się uważać, że dla Rzymianina najważniejsza była Ojczyzna, potem honor osobisty, cnota, anima, a w końcu honor i prestiż rodowy. Zapewne to prawda. Ojczyzna dawała oparcie i bezpieczeństwo. Dbanie o nią było troską o własne interesy. Honor, cnota, anima, czyli konglomerat najlepszych cech umysłowych i duchowych, były ważne ze względów społecznych. Rzymian znamy tylko z tego co sami nam o sobie przekazali. Wydaje mi się więc, że owe ideały istotnie mogły stanowić pewne fundamenty świata rzymskiego. Czy jednak były pilnie kultywowane, czy też Rzymianie chcieli tylko uchodzić za wiernych im, pozostaje kwestią nierozstrzygalną. Jestem przekonany, że (podobnie jak i dzisiaj) istniały osoby uczciwe i prawe, jak również takie, które za owe jedynie chciały uchodzić. O wiele łatwiej jest bowiem brać udział w życiu publicznym jako ulubieniec tłumów niż jako wróg publiczny. Szczególnie w świecie tak spersonalizowanym jak Rzym. Świecie, gdzie władza i rządzący byli obecni i realni i gdzie opinia o nich decydowała o ich losach. Zgodnie ze słowami Cezara: „żona Cezara musi być poza wszelkimi podejrzeniami”. W świetle tego zdania trudno przypuszczać, żeby ktoś chciał wyłamywać się z ogólnie przyjętych norm zachowań, a jeszcze bardziej wątpliwe, by przedstawiał się negatywnie.

Rodzina rozumiana tu bardziej jako ród niż współczesne małżeńskie stadło również była ważna. Stanowiła drugie, po Ojczyźnie, oparcie dla obywatela. Jak była ważna widać po przykładzie klienteli, którą w pewien sposób dziedziczono. Przynależność do dobrej rodziny stanowiło odpowiednią pozycję przy rozpoczynaniu kariery politycznej. Rzymianin dbał o to by mnożyć swój majątek. Jego utrata skutkowała hańbą. Ogromny majątek pomnażał prestiż rodziny, prestiż rodziny pomagał w obsadzaniu stanowisk członkami swojego rodu, a tym samym dbaniu o własne interesy. Oczywiście Rzymianie służyli swemu miastu najlepiej jak potrafili, ponieważ to miasto zapewniało im ochronę. Całość procesów społecznych jest trudna do uchwycenia. Była to mieszanina powiązanych ze sobą części, w których jedna oddziaływała na drugą, i które muszą być postrzegane razem. Poważnym błędem byłoby na pewno separowanie ich.

Rzymianie przez kilkaset lat rządzili ludami. Czy mieli do tego prawo, czy sami sobie to prawo nadali pozostawiam bez odpowiedzi. Jednak uważam, że w tym miejscu warto przypomnieć sentencję, że historię piszą zwycięzcy. Razem z historią piszą też prawo.


Źródła:
1. Dupont F., Daily Life in Ancient Rome, Malden, Oxford, Victoria 1994.
2. Petroniusz, Satyrykon, przekł. M. Brożek, Wrocław 2005.
3. Swetoniusz, Żywoty Cezarów, przekł. J. Niemirska-Pliszczyńska, Wrocław 1960.
4. Zieliński T., Rzeczpospolita rzymska, Katowice 1989.
5. Ziółkowski A., Historia powszechna. Starożytność, Warszawa 2009.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Średniowieczna moda rodem z Krakowa. O butach z których słynęła Polska cała.

Kraków, choć jest miastem pięknym i rozpoznawalnym na całym świecie, nie kojarzy się obecnie z centrum światowej mody ustępując pola takim metropoliom jak Paryż czy Nowy Jork.   A nie zawsze tak było! Cofnijmy się do czasów późnego średniowiecza, kiedy gród Kraka był nie tylko główną atrakcją turystyczną kraju, ale i jego stolicą. W XV-wiecznej Europie furorę wśród szeroko rozumianych sfer wyższych czyniły buty rodem z Polski, które francuskojęzyczni Europejczycy określali mianem poulaines, bądź też szerzej souliers a la poulaine czyli po naszemu „ciżmy na modłę polską”. U nas zwano je boczkorkami. Były to płaskie i płytkie buty sięgające maksymalnie kostki, ich wyróżnikiem jednak były bardzo charakterystyczne, wydłużone noski. Dodatek znacząco wydłużał stopę noszącego oraz utrudniał chód, nie przeszkadzało to jednak coraz bardziej   go wydłużać. Element ten zaczął przenikać również do obuwia ochronnego, o czym świadczą wydłużone późnośredniowieczne sabatony. Przykład...

Cebulactwo w przeszłości. Krótka historia cebuli.

Pomysł na poniższy wpis zawdzięczam małżonce, która niczego nieświadoma (A może wręcz odwrotnie – któż zrozumie kobiety?) przyrządziła na obiad zupę cebulową (pyszną, oczywiście). Od dłuższego czasu mam kontakt ze stwierdzeniem „Polaki-Cebulaki”. Funkcjonuje ono zarówno w Internecie, jak i w świecie rzeczywistym.   Określenie to jest zbiorem wszystkiego co w naszym narodzie najgorsze, każde pozbawione choćby odrobiny kultury zachowanie naszych rodaków „zalatuje cebulą”, a pewni ludzie, którzy ewidentnie własnego narodu wręcz nienawidzą zmienili nazwę kraju na „Cebulandia”. Mogę zrozumieć, że źródłem takiego słownictwa jest nieprzyjemny zapach po spożyciu tego warzywa, ale w takim razie czemu nie czepiliśmy się kapusty lub czosnku? Mniej się capi?   „Polaki-Kapuśniaki” brzmi źle? Wbrew stereotypowi nie jemy tej cebuli aż tak dużo, ba, w porównaniu do Libijczyków czy Amerykanów możemy się uważać za cebulowych amatorów. Cebuli przypisujemy ciemną stronę polskości (uznając ją...

Stanisław Staszic a antysemityzm

Stanisław Staszic to postać traktowana jako jeden z filarów polskiego oświecenia, nie bez powodu. Jego publicystyka omawiająca niezbędny program reform dla upadającej Rzeczypospolitej Obojga Narodów pokazuje jego niezwykłą dalekowzroczność polityczną a sztandarowa praca Przestrogi dla Polski bywa w niektórych fragmentach aktualna (niestety) aż po dziś dzień. Coraz częściej jednak uwypuklana jest pewna skaza na śnieżnobiałym portrecie Staszica. Jest nim rzekome zakorzenienie antysemityzmu poprzez jego dzieła w polskiej kulturze. Portret Staszica nieznanego malarza - źródło: Muzeum Stanisława Staszica w Pile Skąd takie zarzuty wobec wybitnego działacza oświeceniowego, jakim niewątpliwie był bohater niniejszego wpisu? Wynikają one z dziełka, jakie Staszic popełnił w 1816 roku. Nosi ono jednoznaczny tytuł O przyczynach szkodliwości Żydów . Dzieło to, o ile można je w ten sposób określić, bywa przez wielu „staszicopiewców” starannie ukrywane, jakby ze wstydem. I niewątpliw...