Od
jakiegoś czasu miewam liczne przemyślenia na temat bloga i jego zawartości. W
mojej głowie rodzą się liczne tematy zahaczające o przeszłość, ale jej nie
popularyzujące bezpośrednio. Tematy te można by chyba nazwać czymś w rodzaju
publicystyki historycznej. Chyba, bo przypuszczam, że poniższy tekst nie do
końca będzie podlegał kryteriom tego pojęcia. Może bliższe byłoby mu pojęcie
przemyśleń o przeszłości?
Piwo łączy pokolenia, przypuszczam, że również i epoki :) - źródło: pspd.org.pl |
A
będzie on dotyczył relacji współczesnego człowieka z postacią historyczną,
istotą jednocześnie bliską i odległą. Bliską, bo kierującą się podobnymi
odczuciami i emocjami. Odległą z kolei z powodu otoczki społeczno-kulturowej,
jaka funkcjonowała w jej czasach. A jednak często spoglądamy na takie osoby z
góry, wydaje nam się, że żyjemy w czasach wysoko rozwiniętej nauki i kultury
otwartej na szeroko rozumiany rozwój wewnętrzny człowieka. Przy naszej
rzeczywistości epoki historyczne wydają się światem karykaturalnie głupkowatych
ludzi. Nawet naukowe teorie tworzone przez osoby znane z podręczników są dla
niektórych śmieszne. Mówiąc wprost, nie doceniamy przeszłości i jej dorobku i
bardzo mocno skupiamy się na tym co tu i teraz.
Twierdzenie,
że XXI wiek jest wysoce innowacyjny jest kłamstwem. Przyjrzyjmy się, jedyne co
robimy to udoskonalamy i miniaturyzujemy technologię powstałą w XX, a nawet XIX
wieku. I to nie my, Europejczycy, bowiem
nasz zapał cywilizacyjny już dawno utraciliśmy, a pałeczkę po nas przejmują
pracowici Azjaci, potomkowie upadłych cywilizacji dalekowschodnich. Nawet
Internet, którym chełpimy się bardziej niż solidnym awansem w pracy został
opracowany w latach 70-tych poprzedniego stulecia. A i on sam w sobie nie
stanowi jakiejś wielkiej zmiany, po prostu stał się ulepszoną wersją biblioteki
i poczty wymyślonych tysiące lat przed narodzeniem Chrystusa. Ale o tym napiszę
osobny tekst, bo już za bardzo odbiegam od tematu.
Wyobraźmy
sobie spotkanie w barze z takimi osobistościami jak Pitagoras, Oktawian August,
Galileusz czy Mikołaj Kopernik. W ich miejsce możecie sobie dopisać dowolną
postać. Wyjątkiem (bo takie zawsze są) niech będą wszelkiej maści zwyrodnialce,
których nie brakuje i w czasach współczesnych. Zresztą myślę, że nikt normalny
nie piłby piwa z wujkiem adolfem czy stalinem (małe litery celowe – odwalcie
się puryści językowi!). Panie i Panowie z przeszłości (proszę mi wybaczyć
seksizm w podanych przykładach) zapewne zadziwiliby się zaprezentowanym im
smartphonem, zachwycaliby się klarownością podanego im piwa, a także byliby
zdumieni temperaturą we wnętrzu nie widząc paleniska (opcja zimowa), zresztą
latem też by się zdziwili. Ale przypuszczam , że ten zachwyt szybko ustąpiłby
po rozpoczęciu rozmowy.
Zauważmy
bowiem, że pomimo, iż wszyscy ocieramy się o obowiązkowy system szkolnictwa, to
wielu z nas wie o świecie niewiele. Mimo
zajęć z WOS-u mamy problemy z określeniem systemu politycznego w naszym
państwie, pomimo ukończenia kursów matematycznych wypełnianie PIT-u stanowi
element wiedzy tajemnej, zaś osoby uczęszczające na lekcje biologii potrafią
ulokować serce po prawej stronie. Przykładów takich można mnożyć. Od razu
zaznaczam, sam tak mam szczególnie z dziedziny nauk ścisłych i nie zamierzam
się tu wymądrzać. Można zatem powiedzieć, że szkoła nie uczy nas niczego, a
wiedzę, którą posiadamy możemy zawdzięczać własnym zainteresowaniom. Sęk w tym,
że instytucje edukacyjne często tłamszą w młodych ludziach ciekawość świata
zamiast ją pobudzać. Ale to znowu osobny temat.
W
rozmowie ze znanymi postaciami historycznymi bardzo szybko poleglibyśmy, gdyby
doszło do tematu organizacji państwa, metodyki badań naukowych czy nawet
znajomości literatury tak naukowej, jak i tej pięknej. W czasie tworzenia się podstaw nauki ludzie
mogli szerzej korzystać ze swojej ciekawości i dociekliwości, czuli potrzebę
wszechstronnej wiedzy. Oczywiście, jej zasób był kiedyś dużo mniejszy niż
obecnie, ale nawet teraz można liznąć
podstawy różnych dziedzin będąc specjalistą w jednej dziedzinie. Ba, dzisiejszy
rynek pracy wręcz tego wymaga.
Niektórzy
z was zapewne zarzuciliby tu wybieranie postaci wykształconych i pochodzących z
„wyższych” sfer. I gdyby doszło do spotkania z takimi, dajmy na to chłopami
pańszczyźnianymi to rozmowa w ogóle by nie zaistniała. Tu z kolei wychodzi nasza
inna ignorancja, mianowicie mniej lub bardziej ukrywana odraza niektórych
współczesnych do ludzi nie posiadających wykształcenia. A mądrość ludowa niejednokrotnie może się
okazać bardziej przydatna w życiu niż akademicka. Znam niejedną osobę, która
ukończyła „tylko” podstawówkę. Wiele z nich nie zna żadnego króla polskiego ani
nie odczyta nazw pierwiastków z tablicy Mendelejewa. Za to będzie w stanie
przeżyć w lesie, gdyż zna kilkanaście rodzajów dzikich roślin, wie, które można
jeść, a które nie. Pomijam fakt, że taka osoba nie zgubiłaby się w lesie, co
grozi sporej grupie „wykształciuchów”. Taką wiedzę można posiąść z przekazów
ustnych, teraz zapewne również z książek i Internetu. W szkole – niekoniecznie.
Nie zdziwiłbym się zatem, gdyby to chłop błysnął jakąś ciekawostką wartą
zapamiętania.
Pamiętajmy,
że przeszłość uczyniła nas takimi, jakimi jesteśmy teraz. A także, że my kiedyś
będziemy kształtować przyszłość. Brzmi patetycznie, ale tak jednak jest.
Komentarze
Prześlij komentarz